O tym, jak to się stało, że
zainteresowały nas ujściowe odcinki polskich rzek pisałam
ostatnio, jeśli ktoś przeoczył, odsyłam do:
Komu w drogę, temu wiosło. Po
pierwszych, nieśmiałych manewrach na Bzurze na odcinku Łowicz-
Sochaczew, dwa tygodnie później wybraliśmy się na kolejny spływ
inaugurujący nowy projekt. Jako start posłużyło nam ostatnie
miejsce dobijania, pod ruinami sochaczewskiego zamku. Miejsce niby
znajome, z tym, że... Wrażenie było takie, jakby ktoś na
przestrzeni dwóch tygodni porządnie majstrował przy zaworze
ciepła. Szara, lecz ciepła pogoda zamieniła się w iście
„kielecką” ( wiemy, oj wiemy co to znaczy, ale o tym już
niebawem). Nie było rady, warstwa na warstwę, gacie na wacie,
łapawice na rękawice, czapka z syberyjskiego persa i już w
zasadzie można było wykonać przymiarkę do kajaka. Nie było to
łatwe, bo trzeba było się ruszyć i co gorsza schylić, ale
daliśmy radę. My, dwie pół- bałwanki, pół- rosjanki i męska
przeważająca liczebnie część drużyny. Wypłynęliśmy na rzekę
tylko raz na jakiś czas zastanawiając się, co by to było, gdyby
zdarzyła się wywrotka i te wszystkie warstwy z syberyjskim kotem na
czele namokły...hmmmm...
Miarowe, dość szybkie ruchy, które
zmuszeni byliśmy narzucić na samym początku trasy rozgrzały
mięśnie, zrobiło się raźniej i weselej. Do pokonania mieliśmy
odcinek krótszy niż ostatnio, 28 km ( według mapy) nie powinno
przysporzyć większych trudności, szczególnie, jeśli start był
niezły a pierwsze 19 km przepłynęliśmy sprawnie, szybko i z
uśmiechem przymarzniętym do twarzy.
Płynęło się tak miło i
bezproblemowo, że postanowiliśmy zrobić regeneracyjny postój przy
moście w Witkowicach. Nie byle jaki to punkt, bo historyczny,
pamiętający zwycięską Bitwę nad Bzurą, prawdziwy rarytas dla
poszukiwaczy skrzynek opencache. Nam też na chwilę udzieliła
się zajawka na szukanie skarbu pod mostem. No dobrze, na trochę
dłuższą chwilę...zdecydowanie zbyt długą chwilę! Kiedy
zdaliśmy sobie sprawę z tempa w jakim ucieka nam czas, było już
co nieco późnawo, bardzo, bardzo zimno, jeszcze bardziej mokro,
zdecydowanie bardziej szaro i zanim ostatni tyłek wylądował na
powrót w kajaku zgodnie wyburczeliśmy, że postój był nam
niepotrzebny. Skrzynki nie udało się znaleźć a zgrabiałe dłonie
za nic nie chciały nawiązać ponownego kontaktu z wiosłem.
Ale, ale! Pozostało, wierząc mapie,
około 9 km. Optymizm to na tamtą chwilę zbyt duże słowo, ale
tliła się w nas nadzieja na ukończenie misji.
Wypłynęliśmy znów, nieco wolniej,
byle do przodu. Charakter rzeki zmienił się, jak to zwykle bywa,
gdy ktoś załapie, że zgapił, oczywiście na naszą niekorzyść.
Zerwał się wiatr- prosto w dziób, a woda tak jakby stanęła w
miejscu. Momentami wręcz wydawało mi się, że płynie w przeciwną
stronę szyderczo chichocząc nam w nos. Bo coraz ciemniej i coraz
zimniej a Wisły ani widu ani słychu. Kiedy na horyzoncie pojawił
się most w Kamionie, wiedzieliśmy już, że tym razem nie
dopłyniemy do Wyszogrodu nad Wisłę. Świadomość ta zakuła w
samą rufę, bo pozostał niecały kilometr. Kilometr! Bylibyśmy u
celu, ale trzeba było odpuścić. Wiem, ze niektórzy patrzą na
pływających zimą jak na wyjątkowo kuriozalne okazy w ZOO, ale
wpływanie zimą i dodatkowo po ciemku do Wisły byłoby już lekkim
szaleństwem. Postanowiliśmy nie kusić losu i z bólem ( wstaw co
chcesz) zapakowaliśmy kajaki na przyczepę. Prócz kilku uwag w
drodze powrotnej skomentowaliśmy zajście jakże wymownym
milczeniem. Nie wiem jak Wy, ale ja jeszcze długo będę się
zastanawiać, dlaczego tak się stało, że się nie udało. Na
koniec wszystkim powstało bardzo dziwne równanie. Wynikało z
niego, że: 1 km> 29 km, co szczypać nas będzie do momentu, aż
nie dopniemy swego i nie wpłyniemy Bzurą do Wisły! Bo dobrego
kajakarza poznać nie po tym, jak zaczyna, tylko po tym jak kończy!
A my jeszcze nie skończyliśmy!
Zmieniamy zasady gry, czyli nie 10 na wodzie, a godzina 8 na wodzie i będzie dobrze. Następny etap Kamion - PŁock ok. 40 km
OdpowiedzUsuńI zanim wypłyniemy, zrobimy sobie ten magiczny wykres, żeby za wczasu wiedzieć z czym przyjdzie się mierzyć. Z mielizną, pływaniem pod górkę czy innymi urozmaiceniami podróży :)
OdpowiedzUsuń